• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Małgorzata Braunek: Medytacja jest poza religią

Anna Gryszkiewicz
30 stycznia 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Tonia Ugwu: piękna Nigeryjka z Trójmiasta
W niedawno wydanej, pełnej humoru książce "Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko", Małgorzata Braunek rozmawia z Arturem Cieślarem o swoim życiu. W niedawno wydanej, pełnej humoru książce "Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko", Małgorzata Braunek rozmawia z Arturem Cieślarem o swoim życiu.

Po wielu latach ciszy ponownie wróciła na ekrany. Widzowie zapamiętali ją jako esencję młodości i entuzjazmu. Dziś emanuje dojrzałą kobiecością i spokojem buddyjskiego mnicha. Choć bez ślubowań, pełni rolę nauczyciela zen, a dzień zaczyna od medytacji. O poczuciu przemijania, przyczynie nieudanych związków i wejściu świata w erę kobiet, rozmawiam z Małgorzatą Braunek.



Na ile lat się pani czuje?

Czasem czuję się na 199, czasem na 20. Wszystko zależy od sytuacji, w jakiej się znajduję.

Aktorki mają duży problem z tym, że czas płynie...

Nie tylko aktorki. W ogóle mamy problem z tym, że przemijamy. W jakimś sensie i mnie to dotyczy. Nie mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem, który jest całkowicie wolny od poczucia nietrwałości. W związku z tym, że w praktyce buddyjskiej doświadczenie przemijania jest bardzo ważne, godzę się z tym, że czas leci.

Coś pani robi, żeby ukryć skutki mijających lat? Świetnie pani wygląda.

Zawsze mówię, że to skutek uboczny medytacji... I niektórych kremów (śmiech).

To cykl "Kobieca Garda" więc zapytam od razu. Ma pani trzeciego męża. Kiedy kobieta rozwodzi się, to wynik siły czy bezsilności?

Nie było to wynikiem ani siły ani bezsilności tylko niedojrzałości. W każdym wypadku, zarówno w moich związkach małżeńskich jak i tych niezakontraktowanych, rozstanie pojawiło się jako rezultat życia w iluzji. Dziś mogę powiedzieć, że żyłam w iluzji, wyobrażeniu tego, jak powinien wyglądać związek, jakim powinien być mój mężczyzna. W momencie, gdy nie okazywał się takim, jak go sobie wyobrażałam, przychodziło duże rozczarowanie. Czasami kosztowało mnie to sporo siły, innym razem byłam bezsilna.

A teraz... Prawie czterdzieści lat jest pani z jednym mężczyzną. Co zadziałało?

Oboje jesteśmy wolnymi ludźmi i mamy tego świadomość. Mądrość naszego związku polegała właśnie na tym. Niczego nie planowaliśmy. Życie się samo układało. Dzieje się tak, kiedy podstawą wszystkiego jest prawdziwa miłość, która przyjmuje drugiego człowieka takim, jaki jest. Oczywiście ten sam człowiek może denerwować i wkurzać, ale mimo wszystko się go akceptuje. Kiedyś wyobrażałam sobie, że zakochanie jest już stanem faktycznej miłości. Tak nie jest, zakochanie jest wynikiem wyobrażenia, o którym przed chwilą mówiłam. Choć to nie wyklucza szaleństwa w związku. Kiedyś naprawdę żyliśmy z dnia na dzień.

A dziś chodzicie czasem na randki?

O rety! Jak bym chciała... Ale niestety nie jest już tak prosto. Ostatnio chcieliśmy sprawić sobie szalony wyjazd, ale tyle śniegu napadało w Warszawie, że nie mogliśmy zostawić domu osobie, która z tymi warunkami pogodowymi nie dałaby sobie rady. I tyle było z szaleństwa chwili (uśmiech).

Praca w filmie, teatrze, prowadzenie wykładów buddyjskich. Cały czas ma pani widzów i słuchaczy. Potrzebuje pani widowni?

Kiedy wiem, że mam coś do przekazania, lubię mieć widownię. Co więcej, jeśli mowa o wykładach buddyjskich, to nie jest zwykłe lubienie. Uważam, że moją powinnością jest dzielenie się tym doświadczeniem, które miałam. Tym bardziej, że może być ono pomocne dla innych.

Z jednej strony rzuca pani zawód i zaczyna praktykę buddyjską. Z drugiej, po prawie trzydziestu latach, wraca na ekrany. Ego uwielbia bycie na afiszu. Nie bała się pani tego?

To nie jest tak, że tego ego wyzbyłam się przed powrotem na ekrany. Rzeczywiście, praktyka buddyjska pomaga je odsunąć. Zresztą, kiedy zaczynałam swoją przygodę z buddyzmem, miałam założenie wyzbycia się go całkowicie, ale w pewnym momencie, pod wpływem silnego doświadczenia, zrozumiałam, że to niemożliwe. Poza tym, pokusy umacniające ego istnieją przecież i na planie i poza nim. Pojawiają się w życiu non stop. Ego potrafi nakarmić się wszystkim, jest jak głodny duch. Pojawia się nawet podczas praktyki buddyjskiej, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy super, bo medytujemy, a tak naprawdę siedzimy napompowani na poduszce medytacyjnej i wzmacniamy swoje egotyczne nastawienie. Są jednak momenty, kiedy w medytacji pojawiają się stany bez ego. I takie stany, paradoksalnie, pojawiają się też w aktorstwie. Kiedy aktor jest autentycznie w roli, staje się medium, które tylko przekazuje treści. Wtedy ego znika. Bo nie ma go w prawdziwej sztuce, w stanach całkowitej jedności gdy znika podmiot i przedmiot.

Robi pani sporo wykładów publicznych. Co, będąc buddystą, można przekazać ludziom, którzy buddystami nie są?

To, że medytacja jest najbardziej uniwersalnym stanem w ogóle. Jest poza religią i jakąkolwiek ścieżką, i każdy, niezależnie od wyznania, płci, poziomu inteligencji, może ją robić. I, o dziwo, znaleźliśmy się w czasach, kiedy ludzie tego nie negują i bardzo pozytywnie odbierają warsztaty medytacyjne.

A ja mam wrażenie, że tolerancja na takie działania w Polsce jest jeszcze bardzo mała. Znajomi nie uznali, że zwariowała pani zaczynając intensywnie praktykować?

Może uznali, ale na szczęście mi o tym nie mówią (śmiech). A tak szczerze, to jestem niezmiernie poruszona tym, jeżdżąc z Arturem Cieślarem i promując swoją książkę, ludzie tak wspaniale reagują na rozmowy o medytacji. Myślę, że odzywa się w nas potrzeba kontaktowania się z naszą duchowością. Bo życie w tym rejonie świata, na zachodzie, jest skoncentrowane na ja. Do tego dochodzi silna tradycja chrześcijańska, która również dzieli świat na sacrum i profanum, co skutkuje tym, że czujemy się oddzieleni, samotni i niewysłuchani. Ludzie, którzy przychodzą na wykłady, chcą coś zmienić w swoim życiu. Są ciekawi medytacji, dużo pytają.

Kobiety czy mężczyźni?

Przede wszystkim kobiety. Na moich wykładach jest ich przeważająca ilość, są dziś bardziej aktywne od mężczyzn. W ogóle, mam poczucie, że wahadło przechyliło się w drugą stronę i ewidentnie wchodzimy w erę kobiet. Trochę się tego obawiam, gdyż nie uważam, żeby jakakolwiek dominacja była zdrowa. Wolę harmonię, musimy być czujne, by nie wylać dziecka z kąpielą (uśmiech).

Wydarzenia

Opinie (150) 3 zablokowane

  • Jan Paweł II (3)

    szanował Dalaj Lame, laureata pokojowej nagrody Nobla, spotykali sie, dyskotuwali
    U nas sie opluwa :(
    Tacy znawcy- tacy głupcy

    • 15 5

    • Szanować a zgadzać się, to nie to samo!

      • 5 0

    • "Nobel" jeszcze nic nie znaczy.

      Bolek też dostał "Nobla", no i co z tego?
      Aha...... Został formalnym "mędrcem europejskim".............................
      :-)))

      • 8 5

    • Nobel przyznawany jest politycznie

      Dalaj Lama to polityk- dużo jeździ, przemawia, ale jest mało skuteczny

      może gdyby się nie bratał tak mocno z wysoko postawionymi politykami, miałby większe wpływy,

      obserwuję jego wizyty ( na tv BBC) i jak dla mnie- stal się on jednym, z wielu polityków tylko taki otoczony specjalnym nimbem (lukrują mu nieźle, ale w druga stronę też...)

      • 0 0

  • czy zna niesiołowskiego? (1)

    • 0 1

    • A kto to ?

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Kolacja degustacyjna Transatlantyk - ostatni polonez na Batorym

350 zł
degustacja

Dinner in the Sky Trójmiasto

990 zł
degustacja

Najczęściej czytane