• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Historie rodzinne: grawer z ul. Szerokiej

Justyna Michalkiewicz-Waloszek
9 marca 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
To była miłość z przypadku. Nigdy nie marzył, aby być grawerem. Los pokierował go w tym kierunku, a pasja przyszła z czasem. Od dwudziestu pięciu lat niemal codziennie przychodzi do zakładu przy ul. Szerokiej. To była miłość z przypadku. Nigdy nie marzył, aby być grawerem. Los pokierował go w tym kierunku, a pasja przyszła z czasem. Od dwudziestu pięciu lat niemal codziennie przychodzi do zakładu przy ul. Szerokiej.

W poprzednim odcinku cyklu "Historie rodzinne" opisaliśmy rodzinę zegarmistrzów z ul. Długiej w Gdańsku. Tym razem odwiedzamy niewielkie pomieszczenie pełne twórczego chaosu. Taki jest zakład przy ul. Szerokiej zobacz na mapie Gdańska. Wewnątrz - pan Henryk Jaworski, który graweruje od przeszło sześćdziesięciu lat. Wciąż ma pasję, iskrę w oczach i dumę z pracy, którą wykonał. Poznajcie historię gdynianina, który od ponad półwiecza graweruje w sercu Gdańska.



Mały notesik z wielkimi nazwiskami

Za sprawą córek pan Henryk założył notesik, w którym skrzętnie zapisuje najważniejsze realizacje. Pierwszy wpis pochodzi z 1967 roku, ostatni z 2016. Znajdziemy w nim m.in. takie nazwiska jak: prezydent Francji Charles de Gaulle, Nicolas Sarkozy, Jan Paweł II czy Tadeusz Mazowiecki. Grawerował również Bursztynowe Słowiki, m.in. dla Justyny Steczkowskiej, Beaty Kozidrak i dla Garou.

- Widzi pani to zdjęcie? Dostałem na pamiątkę od generała Mirosława Hermaszewskiego, naszego kosmonauty. Przyszedł do mnie przy okazji wizyty w Gdańsku. Grawerował tabliczkę pamiątkową i zostawił swoją obrączkę ślubną. Poprosił, aby na drugiej stronie wygrawerować napis "kosmos" - mówi dumnie.
Graweruje linie życia

Porównanie historii ze współczesnością. Na górze zdjęcie Henryka Jaworskiego z 1992 roku. Na dole spróbowaliśmy odtworzyć ten sam kadr, na ile to było możliwe. Porównanie historii ze współczesnością. Na górze zdjęcie Henryka Jaworskiego z 1992 roku. Na dole spróbowaliśmy odtworzyć ten sam kadr, na ile to było możliwe.
Pan Henryk jest cichym współtowarzyszem naszych historii. Od narodzin, aż do śmierci. Klienci przynoszą pamiątki chrztu świętego, pióra z okazji otrzymania tytułu magistra i tabliczki pogrzebowe. Nie wszyscy odbierają swoje zamówienia. Niektórzy przychodzą po latach, inni nie przyjdą nigdy.

- Tam na półce stoi złota tabliczka. Grawerowałem ją dla córki mojego klienta. Młoda dziewczyna. Nikt po nią nie przyszedł. Po czasie dowiedziałem się, że zmarła. Stoi więc u mnie do dziś, taka pamiątka - dodaje.
Przekrój przedmiotów z ostatnich pięćdziesięciu lat, które przeszły przez dłonie pana Henryka jest tak samo bogaty jak przekrój klientów. Zaczynając od obrączek poprzez puchary, pióra wieczne czy szklane kieliszki, aż po zabytki z gdańskich wykopalisk. Kiedyś elegancka pani przyniosła zapinkę do krawata i zamówiła niecenzuralny napis.

- Nie chcę mówić dokładnie, co to było, ale jak chciała, tak się zrobiło. Zgodnie z życzeniem - mówi zawstydzony.
Dziś prawdziwych grawerów już nie ma

Gdy zaczynał, nie było ich wielu, ale pracy było dużo. Dzisiaj rzemieślników można ze świecą szukać, a pracy jest mało. Wszystko za sprawą automatyzacji. Jest szybciej, łatwiej, bardziej ekonomicznie. To nie zawsze jednak idzie w parze z jakością. Ręczna praca ma w sobie magię i jak przekonuje pan Henryk - nie zetrze się tak szybko.

Nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. Jak podkreśla, młodzież współcześnie nie kwapi się do rzemiosła. Próbował zaszczepić pasję w 16-letnim wnuku, dając mu w prezencie płytkę i wyostrzony rylec.

- Czas pokaże - dodaje.
Na brak zajęcia pan Henryk jednak nie może narzekać. Chociaż klientów jest niewielu, a dzisiaj trafiają się częściej "drobne zlecenia", podczas naszej dwugodzinnej rozmowy do warsztatu przychodzi ich czworo. Każdy z innym zapytaniem. Starsza para z prośbą o wygrawerowanie obrączek, pani z pucharem pamiątkowym dla szefa, dziewczyna z prośbą o napis dla psa oraz młoda para z pamiątką chrztu.

  • W tym budynku na skrzyżowaniu ulicy Szerokiej z ul. Tandeta znajduje się zakład grawerski pana Henryka Jaworskiego.
  • Wszystkie nazwiska klientów tzw. "zasłużonych", pan Henryk skrzętnie zapisuje w swoim notatniku. Na zdjęciu jest widoczne zdjęcie z dedykacją od generała Mirosława Hermaszewskiego, który osobiście odwiedził zakład.
  • Pan Henryk dumnie prezentuje notesik "zasłużonych klientów". Ostatni wpis pochodzi z 2016 roku.
  • Tak wygląda tradycyjna maszyna do grawerunku. - Jak odejdę, to wszystko pewnie trafi na złom - mówi ze smutkiem w oczach pan Henryk.
  • Szuflady z blaszkami do grawerunku.
  • Henryk Jaworski podczas pracy nad grawerunkiem. Wygrawerowanie 6-literowego słowa zajmuje kilkadziesiąt sekund. To jednak nie koniec pracy. Często trzeba ją również wyciąć, wyszlifować, wypolerować i polakierować litery dla kontrastu.
  • Henryk Jaworski podczas pracy.
  • Dziś prawdziwych grawerów jest coraz mniej. Automatyzacja przejęła rynek, a jak podkreśla pan Henryk - młodzież nie kwapi się do zawodów rzemieślniczych.
  • Pan Henryk graweruje w różnych materiałach. Tutaj wykonuje napis na szklanej butelce za pomocą rysika z diamentową końcówką.
  • Grawerowanie szkła Historie Deluxe   Grawer z ulicy Szerokiej
  • Chociaż graweruje od przeszło sześćdziesięciu lat, widać że praca nadal sprawia mu przyjemność. Lubi kontakt z ludźmi, dlatego każdy klient jest na wagę złota.
  • Pan Henryk zbiera wszystkie wycinki z gazet w których pojawiła się wzmianka o jego pasji.
  • Tabliczka przed wejściem.
Pasja z przypadku

Zaczynał w wieku 14 lat. Z przypadku. W domu było ich sześcioro. Jako najstarszy syn miał zostać stolarzem, jak ojciec. Przypadek jednak sprawił, że zaczął przyuczać się do zawodu grawera. Edukację rozpoczął w zakładzie spółdzielczym "Zegarmistrz". Pierwszą samodzielną pracą były emblematy do czapek od mundurów dla dawnej szkoły Rybołówstwa Morskiego w Gdyni.

- Ktoś musiał zrobić matrycę stalową do tych grawerów, więc zrobiłem. Pilnikiem trzeba było wyszlifować, nadać formę, wypolerować i polakierować litery, żeby kontrastowały. Niektórym się wydaje, że grawer tylko przy stole siedzi i graweruje. To nieprawda. Pracy jest dużo, a wiedzę trzeba mieć solidną - dodaje.
W wieku dwudziestu lat otrzymał wezwanie do wojska. Po powrocie nie mógł znaleźć pracy w zawodzie. Wszędzie pytali, czy umie grawerować na maszynach, a on potrafił tylko ręcznie. Trzeba było z czegoś żyć, więc na dwa miesiące zatrudnił się przy pakowaniu damskich torebek w Zakładach Terenowych w Sopocie.

Pracę w zawodzie znalazł w Gdańsku przy ul. Garncarskiej zobacz na mapie Gdańska. Przez 25 lat współpracował z czterema zegarmistrzami. W głowie jednak zrodziła się myśl, aby mieć coś swojego. W 1989 roku przejął lokal na ul. Szerokiej. Po dawnym kiosku ruchu. Na pamiątkę historii przy Garncarskiej, w jego dzisiejszym zakładzie zawieszonych jest kilka zegarów, które odmierzają czas. Każdy nieco innym rytmem.

- Tyle już minęło, a nie wiadomo kiedy. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak to wszystko szybko przemija. Mam 75 lat, ale nie czuję się staro, dlatego wciąż pracuję. Chcę być między ludźmi. Pół życia tu spędziłem. Póki mam jeszcze siły, będę pracować. Ciężko będzie się rozstać z tym miejscem. Jak zejdę z tego świata, najprawdopodobniej to wszystko trafi na złom - pokazuje na swoje maszyny.

Miejsca

Opinie (43)

  • Wzruszyłam się, dziękuję za ten tekst

    • 9 0

  • Grzegorz (1)

    Jak bym Mial taka okazje jak Panski wnuk nauczyć sie czegos wspaniałego i od takiego fachowca nigdy w zyciu bym tego nie odmówił. Pozdrawiam i podziwiam Pana!

    • 14 0

    • Kurcze no

      Rany.
      Co za bzdurny i niepotrzebny komentarz.
      Przeciez nikt Ci nie broni. Wiesz jak sie ten Pan nazywa, gdzie rezyduje, wiec idz i wykorzystaj swoja szanse zamiast oceniac podlug swojej miary uczynki wnuka którego na oczy nie widziales.
      Dawaj, wierze w Ciebie i Twoje slowo.

      • 0 3

  • Grawer znany mieszkańcom Gdańska

    Korzystaliśmy z mężem z usług pana Henryka - piękny grawer ślubnych obrączek. Powiem krótko: Solidny człowiek to rzetelna firma! Oby młode pokolenie kontynuowało choć po części taką etykę pracy...

    • 10 0

  • rzemiosło

    Mój syn ma zdolności manualne napewno chciałby uczyć się takiego rzemiosła niestety nie ma szkół które uczą tego fachu.Pozdrawiamy Pana.

    • 1 0

  • to sześćdziesięciu lat czy od półwiecza? (1)

    to nie to samo

    • 0 4

    • s

      czep się swojej d..y

      • 1 0

  • Wielki Szacunek dla Pana

    • 5 0

  • (3)

    Po przeczytaniu tego artykułu zadzwoniłam do tego Pana z zapytaniem czy nie chciałby nauczyć chłopaka fachu i.....niestety powiedział,że nie bawi się w to,więc po co ten artykuł,żeby się pożalić czy co?

    • 2 4

    • (1)

      Jest coś coś takiego jest ilość osób na lokal o określonym metrażu. Lokal Pana Henryka jest malutki. Najprawdopodobniej wgl nie może brać uczniów.

      • 2 0

      • Potwierdzam! Pan Henryk nie moze nikogo przyuczać do zawodu w tym lokalu. Takie prawo.

        • 5 0

    • A dlaczego chłopak sam nie zadzwonił?

      • 0 0

  • Wielki talent. Ze 12 lat temu szukalam kogos kto potrafi wygrawerowac wypukla obraczke po zewnetrznej stronie (grupa krwi i znak niezkonczonosci). Tylko ten Pan sie znalazl w calym Gdansku! Obraczke nosze do dzis. Wygrawerowana pieknym pismem, widoczne kazde uderzenie dlutkiem. Po tylu latach napis ani odrobine sie nie zmienil i nie zjasnial tak jak to bywa przy laserce. Ciesze sie ze nosze odrobine talentu tego Pana. Oby jak najdluzej zyl w zdrowiu i mogl robic to co kocha. Coraz mniej ludzi z takim sercem i pasja.

    • 5 0

  • super artykuł

    jak dobrze się dowiedzieć, że są ludzie z pasją..jak dobrze, że o takim człowieku ktoś napisze - ja już wiem, że jest taki Pan w Gdańsku i jak tylko będę miała zapotrzebowanie na taką usługę zapewne tam trafię.

    • 5 0

  • Qwerty

    Świetna historia - miło że się ktoś takim tematem zainteresował. Po wizycie u Grawera pomyślałam - tacy ludzie powinni dostać więcej. Większą powierzchnię, wsparcie ze strony miasta, reklamę. Bo czy ciekawią mnie japońskie wyroby z bursztynu sprzedawane na każdym kroku?.. Nie za bardzo. A jednak lokale te są większe - przepełnione tandetnymi pamiątkami. Kilka minut później doszło do mnie, ze inny lokal to już nie byłoby jednak to samo. To nie byłoby miejsce w którym Pan Henryk spędził 25 lat. Mam wrażenie, że każdy centymetr tynku w jego zakładzie przesiąknięty jest inną historią. Tacy ludzie są niezwykli - dobrze, że mamy szansę o nich przeczytać.

    • 7 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Kolacja degustacyjna Transatlantyk - ostatni polonez na Batorym

350 zł
degustacja

Dinner in the Sky Trójmiasto

990 zł
degustacja

Najczęściej czytane