Dostęp do luksusowych produktów nie ogranicza się tylko do zasobności portfela. Istnieją dobra, na które muszą poczekać nawet najbogatsi. Czasami kolejki trwają latami, a mimo to chętnych nie brakuje. Niedostępność działa na klientów równie dobrze, co limitowane kolekcje, po które w dniu premiery ustawiają się tłumy.
Niedostępne luksusowe produkty
Można by pomyśleć, że kolejki po zakupy to już relikt przeszłości. Nic bardziej mylnego, choć obecnie przybrały zupełnie inną formę. Nie czekamy na produkty pierwszej potrzeby. Przyjdzie nam za to poczekać na rzeczy, które są nam zbędne, ale piękne, budzące pożądanie lub wartościowe pod względem inwestycyjnym.
Wydarzenia w Trójmieście w tym tygodniu
tak, czekałe(a)m w kolejce
24%
tak, ale nie czekałe(a)m na tę rzecz zbyt długo
17%
nie, nie miałe(a)m takiego problemu
59%
Torebka, którą każdy chce mieć, ale mało kto posiada - mowa oczywiście o
Birkin Bag. Model został zaprojektowany przez dyrektora luksusowej marki Hermès, Jeana-Louisa Dumasa, specjalnie dla ikony stylu lat 70., Jane Birkin.
Do niedawna istniała lista chętnych, którzy zapisywali się w kolejkę i czekali na wymarzoną torbę nawet pięć lat. Obecnie już nie funkcjonuje, a marka Hermes niespodziewanie wypuszcza po kilka słynnych torebek i kto pierwszy, ten lepszy.
Najdroższa Birkin Bag została sprzedana za 380 tys. dolarów. - Dla niektórych ludzi posiadanie przedmiotów, które są niedostępne dla wszystkich, jest częścią ich stylu życia. W cenie jest rzadkość, indywidualność i niepowtarzalność. Najbardziej pożądaną wśród kobiecych torebek jest Hermes Birkin. Torebka wykonywana jest ręcznie przez jednego wykwalifikowanego rzemieślnika. Każdy egzemplarz jest ręcznie szyty, lakierowany oraz nabłyszczany. Marka uzasadnia wysoki koszt torby wysokim poziomem jej wykonania.
Ogromny sukces na naszym rynku odniosła Zofia Chylak. Według redaktorki amerykańskiego "Harper's Baazar" zdobycie torebki Chylak jest równie trudne jak zdobycie Birkin Hermesa. Na torebki polskiej projektantki lista oczekujących wynosi 15 tys. osób - mówi Magdalena Właszynowicz, stylistka i kreatorka wizerunku.Dość niespodziewanie dla kolekcjonerów w ubiegłym roku na targach Baselworld miała miejsce premiera stalowego zegarka
Rolex GMT-Master II z czerwono-niebieskim bezelem, tzw. pepsi. W kilka godzin od premiery kolejka zamówień w Polsce przekroczyła 150 osób. W innych krajach sytuacja wyglądała podobnie. Lista w Polsce została zamknięta po przekroczeniu 200 osób i od tego czasu nie są już przyjmowane zapisy.
Model ten zarówno w dniu premiery, jak i dziś kosztuje ok. 38 tys. zł w oficjalnej dystrybucji. Natomiast na rynku wtórnym ok. 70-90 tys. zł. W pierwszym roku od dnia premiery w Polsce zostało wydanych ok. 20-25 sztuk. To oznacza, że okres oczekiwania na zegarek dla pozostałych osób z kolejki wyniesie nawet... 8 lat. Rolex obecnie słynie z tego, że na jego stalowe zegarki z linii Professional czeka się i nie można ich kupić od ręki. Na
Submarinera Date w czarnej wersji poczekamy ok. 2-3 lat, w wersji zielonej (tzw. Hulk) 3-5 lat. Na modele Daytona ok. 8-10 lat.
- Rzeczy na zamówienie otaczają nas na co dzień. Kupując samochód z salonu w wersji innej niż podstawowa, najprawdopodobniej będziemy na niego czekać kilka, kilkanaście miesięcy, aby konkretny zestaw podzespołów oraz detali przez nas wybranych zjechał z taśmy produkcyjnej. Jeszcze dłużej proces ten trwa, gdy podzespoły lub wykończenie tworzone są ręcznie, tak jak ma to miejsce w samochodach marki Maybach lub Morgan's. Produkcja na zamówienie dotyczy również produktów wymagających konkretnej specyfikacji technologicznej, np. w przypadku samolotów czy sprzętu wojskowego. Zdecydowanie bliższe mi zawodowo są garnitury, koszule czy buty szyte na miarę - tutaj też czas oczekiwania to kilka, kilkanaście tygodni dla urzeczywistnienia wizji klienta - opowiada Łukasz Dusza z Time for design.
Limitowane kolekcje
Klientów nie zniechęcają długie kolejki. Podobnie jak walka o dany produkt, gdy jest go za mało. Limitowane kolekcje weszły na stałe do kalendarza kilku światowych marek. Ograniczona liczba produktów zdaje się rozpalać umysły klientów, którzy bez zastanowienia stoją całe noce pod butikiem, żeby rano w dniu premiery kupić upragnioną torebkę albo buty.
- Fenomenem kolekcji limitowanych wielkich marek jest ich niedostępność. To swoisty test dla fanów danej marki, aby sprawdzić, jak wielkimi są wyznawcami brandu. Często takie kolekcje wychodzą spod ręki głównych projektantów zamiast podstawowego zespołu projektowego. W ich wytworzenie angażowane są najważniejsze nazwiska branży. W taki sposób marka daje możliwość największym fanom bycia jeszcze bliżej i doświadczenia rzemiosła będącego podstawową ideą marki lub fundamentem ich sukcesu na rynku - tłumaczy Łukasz Dusza.W zeszłym roku
Burberry rozpoczęło regularne wypuszczanie limitowanych kolekcji. Jedna z nich sprzedawana była za pomocą Instagrama, gdzie co miesiąc na koncie firmy pojawiały się inne t-shirty. Inny przykład: dwa lata temu wypuszczono 500 par sneakersów projektu
Pharrella Williamsa, Adidasa i Chanel, na które w dniu sprzedaży czekała kolejka chętnych.
Potem o limitowane modele rozpoczyna się
walka na aukcjach internetowych. Szczęśliwi nabywcy potrafią je odsprzedawać za dużo większe pieniądze. Ciekawym przykładem jest model zegarka
Omega Speedmaster Moonwatch Apollo 13 Silver Snoopy Award. Wyprodukowano 1970 egzemplarzy i kosztowały w 2015 r. około 24 tys. zł. Obecnie na rynku wtórnym kosztują 90-110 tys. zł.
- Powodów do wybrania kolekcji limitowanej i tworzenia produktów na zamówienie jest kilka. Ze strony konsumenta jest to absolutna unikatowość. Wiemy, że produkt jest stworzony tylko dla nas i nie spotkamy prawdopodobnie drugiej osoby, która powtórzy dokładnie takie samo zamówienie ze wszystkimi detalami. Ta unikatowość daje nam poczucie pewności, że na rosnącym rynku podróbek naszego zakupu również nie spotkamy. Możliwość dostarczania produktów wyższej jakości niż w kolekcjach podstawowych i ich unikatowość są siłą "marketingu niedostępności", co wzbudza w klientach jeszcze więcej emocji. Ze strony marek natomiast niezaprzeczalną korzyścią poza szumem medialnym jest obniżenie kosztów magazynowych (produkt trafia prosto do klienta) - podsumowuje Łukasz Dusza.