Oprócz kilku topmodelek, które z Polski pochodzą, jest w naszym kraju kilka takich - około dziesięciu - które na ten top podążają, a wśród nich Julita Formella - gdańszczanka, uczennica V LO w Oliwie. Za trzy miesiące kończy osiemnaście lat, za rok napisze maturę, ale jak twierdzi, egzamin dojrzałości musiała zdać dużo wcześniej - na wybiegach w Mediolanie, Paryżu i Londynie. Opowiedziała nam o krótkim, acz intensywnym doświadczeniu pracy w wielkim świecie mody.
Olga Miłogrodzka: Nie jesteś jedną z tych dziewczyn, które o modelingu marzyły od dziecka.
Julita Formella: Nie. Kilkukrotnie znajomi mówili mi, że pewnie nadawałabym się do tego zawodu, ale samodzielnie nigdy nie wykonałam w tym kierunku żadnego kroku. Po co mi to, myślałam. Aż samo przyszło.
Jak to się wszystko zaczęło?
Dosłownie z dnia na dzień. Byłam z koleżanką w Warszawie. W Złotych Tarasach zaczepiła mnie skautka - była wesoła, sympatyczna, pamiętam burzę loków i charakterystyczną przerwę między zębami, ale nie przedstawiła się, tylko z miejsca zapytała "Ile masz wzrostu"? "Metr siedemdziesiąt osiem, a co?" odpowiedziałam. Następnego dnia byłam już na zdjęciach próbnych, a jeszcze następnego moja mama otrzymała kontrakt. Poszło jak burza. Byłam pozytywnie podekscytowana. To były ferie, w trakcie pierwszego roku nauki w liceum niewiele się w moim życiu działo, czekałam na jakąś zmianę, tym chętniej podjęłam wyzwanie.
Jak zmieniło się twoje życie od tego momentu, jak godzisz naukę z pracą?
Przez pierwsze pół roku otrzymywałam zlecenia w Polsce. Prawdziwy przełom nastąpił w czerwcu ubiegłego roku, kiedy wyjechałam za granicę - od tej pory pracuję właściwie już tylko poza krajem. Propozycje udziału w sesjach, które spływają do agencji wiążą się z kilkudniowymi wyjazdami. Udaje mi się je łączyć ze szkołą, szybko nadrabiam zaległości. Z codziennego życia na dłużej wyjmuje mnie Fashion Week organizowany dwa razy do roku i trwający kilka tygodni. W sierpniu znowu ruszam na castingi do kolejnego sezonu. Być może w tym roku uda mi się pracować na wybiegach nie tylko w Europie - Londynie, Paryżu i Mediolanie - ale także w Nowym Jorku. Rok temu wyjeżdżając na castingi bardzo się denerwowałam. Dziś uwielbiam pokazy, choć nie każda modelka się w tym odnajduje.
Zobacz także: Model z Gdyni na wybiegu u Prady i Diora
A zatem wybieg to twój żywioł. Jakie momenty, jakie inne aspekty modelingu lubisz równie mocno?
Lubię też sesje zdjęciowe, jednak muszę przyznać, że adrenalina towarzysząca wyjściu na wybieg porównywalna jest chyba z tą, którą odczuwają osoby skaczące na bungee. Jest trochę uzależniająca. Czuję też odpowiedzialność, bo przecież sztab ludzi pracuje nad takim kilkuminutowym pokazem przez całe miesiące.
Miałam okazję pracować przy tzw. "lookach", z Gucci. Kolekcje oryginalnie nie wyglądają tak, jak je widzimy na wybiegu, pozbawione są akcesoriów. Te dodaje się już na modelce. Tak więc główny projektant Gucci, Alessandro Michele, ubierał mnie w strój i kreował - dodawał koronki, guziki, okulary, broszki, tasiemki, kwiaty, doszywał, poprawiał. Energia bijąca od niego była fascynująca. Tam wszystkim się chce.
Praca z tak kreatywnymi i zaangażowanymi osobami to czysta przyjemność. Miałam ją okazję powtórzyć pół roku później, z tymi samymi ludźmi. To są te dobre momenty w pracy.
Czyli te wszystkie opowieści o ciemnej stronie modelingu, nudzie, czekaniu godzinami na swoją szansę, o przedmiotowym traktowaniu, wyzysku - to bujda? Mnie nic złego w tym zawodzie nie spotkało, choć wiem, że bywa różnie. W Paryżu często spotykam zagubione modelki, które nie znają angielskiego. Próbujemy się jednak jakoś dogadać i wiem, że taki wyjazd jest dla nich koszmarem. Sama staram się być komunikatywna, poza tym interesuję się modą, oglądam kolekcje i pokazy, w których sama nie uczestniczę. Zawsze staram się nawiązać bliższe relacje z ludźmi, z którymi pracuję. Podczas kilkudniowej sesji, którą robiliśmy we Włoszech - na zamku niedaleko Florencji - miałam dużo wolnego czasu i postanowiłam pomagać w kuchni - gotowałam z Włoszkami dla pozostałej części ekipy. Raczej się nie nudzę.
Wracając do twojego pytania, owszem, zdarzają się sytuacje "niewygodne", jak to w życiu bywa, ale nie są chlebem powszednim. Uczę się na nie reagować. Dziś już jasno wyznaczam granice, nikt mnie na przykład do rozebrania się na sesji nie skłoni, choć czasem próbują.
Co daje ci modeling, jakie korzyści przynosi, oprócz tych materialnych. Z pewnością to doświadczenie, które uczy. Czego? Za trzy miesiące kończę 18 lat, ale czuję się dorosła. Modeling dał mi dojrzałość. Wyjazdy za granicę to takie Erasmusy - sama muszę o siebie zadbać: o zakupy, pranie, relacje z ludźmi. W tych nastąpił przełom. Pracuję z osobami dorosłymi i wielką satysfakcję sprawia mi fakt, że nie czuję się przy nich speszona, rozmawiamy jak równy z równym, z każdym się dogaduję, a spotykam przecież różne osoby. Nauczyłam się też swoje wady postrzegać jako zalety. Brak brwi czy lekko krzywe zęby na przykład. Kiedyś były źródłem kompleksów, dziś świadczą o mojej wyjątkowości.
Matura - egzamin dojrzałości - za rok, a potem co?
Tak, jesienią wracam po Fashion Week do Polski i nauka staje się moim priorytetem. Mam cel, aby maturę zdać jak najlepiej. Potem planuję roczną przerwę, aby modelingiem zająć się w pełnym wymiarze czasu. W dalszą przyszłość na poważnie nie sięgam, moje pomysły na życie zmieniają się w tym momencie średnio co dwa tygodnie (śmiech).