Piękno bursztynu jest doceniane od wieków, a surowiec ten wykorzystany został w produkcji tak wielu naszyjników, kolczyków, pierścionków i figurek, że wyjście poza ramy utartych jubilerskich konwencji wydaje się dziś niezwykle trudne. Na tym tle wyróżniają się rzeźbione, oprawione jak obrazy, bursztynowe sceny rodzajowe rodem z płócien mistrzów malarstwa.
tak, to piękny materiał
60%
jeśli trzyma stary styl
9%
jeśli jest nowoczesna
10%
nie, ale budzi sentyment
13%
- Zaczęło się od róży - wspomina
Bogumiła Kelar, prowadząca wraz z mężem zakład jubilerski przy ulicy Chlebnickiej. -
Klientka poprosiła nas o przygotowanie kilku takich kwiatów i oprawienie ich w ramę. Efekt był ciekawy, uznaliśmy więc, że to dobry pomysł i warto przedstawić w takiej formie także inne tematy.Dziś ściany zakładu zdobi kilkanaście bursztynowych obrazów - płaskorzeźb, z których największa przedstawia scenę z barokowego dzieła Petera Paula Rubensa "Cztery kontynenty". Wykonana została z kawałka bursztynu o pierwotnej wadze półtora kilograma i jest wyceniona na 130 tys. zł. Na wystawie znajdziemy tu także między innymi bursztynową wersję "Dziewczyny z perłą" Johannesa Vermeera (30 tys. zł).
- Zaryzykowaliśmy - stwierdza
Marian Kelar. -
Od początku wiedziałem też, że aby pomysł mógł zyskać odpowiednią skalę, musimy mieć wystawionych więcej niż tylko dwie, trzy prace. Klient musi mieć wybór.
Duże bryły bursztynu są droższe od małych, w przypadku tak głębokiego rzeźbienia znaczna część pierwotnej wagi surowca to odpad, czas pracy od projektu do ukończeniu obrazu-płaskorzeźby liczony jest w miesiącach, a niektóre z prac szukają nabywców nawet po kilka lat.
Państwo Kelarowie mają też jednak na swym koncie niewątpliwe sukcesy - ich "Dama z łasiczką" trafiła niedawno do Krakowa i zdobi tamtejsze Muzeum Bursztynu.
Zaklęte w formiePodobnie jak wielu rzeźbiarzy, Marian Kelar widzi gotowe dzieło w nieobrobionym jeszcze bursztynie. Rysuje projekt i przekazuje go pracownikom, którzy pod jego okiem obrabiają surowiec za pomocą narzędzi przypominających stomatologiczne wiertła. Większość z nich nie ma wykształcenia plastycznego, uczyli się fachu jak za dawnych lat - pod okiem mistrza.
W zakładzie często wykonywane są także prace pod konkretne zamówienia. Jedno z najciekawszych (na paterę z bursztynowymi owocami) pochodziło z Kataru.
Państwo Kelarowie przyznają też, że po doświadczeniach z klientami z krajów arabskich i Chin, zaczęli wystawiać w zakładzie ceny, które uważają za wyjściowe i zawsze są gotowi na targowanie się.Zdania na temat wykonywanych w ich zakładzie jubilerskim obrazów - płaskorzeźb mogą być różne, jednak (choć o gustach z zasady się nie dyskutuje) odstają one in plus od większości rzeźb wystawionych w jubilerskich gablotach gdańskiego Starego Miasta. Bywalcom tych okolic z pewnością też opatrzyły się już słoniki, żółwie, żaby, słonie i jelenie.
- Małe, proste do wykonania figurki, uważane za amulety przynoszące szczęście lub pieniądze także u nas sprzedają się najlepiej - przyznaje Bogumiła Kelar. -
Są po prostu w zasięgu portfela każdego turysty. W bursztynie rzadko gustują artyści zajmujący się wzornictwem i tworzeniem biżuterii.
- Bursztyn jest dużym wyzwaniem, co odczułam także osobiście w pracy nad swoimi projektami - mówi projektantka biżuterii,
Karolina Matea.
-
Podejmując się pracy z tym bardzo wdzięcznym w obróbce materiałem, konfrontujemy się z estetyką naszyjników z czasów PRL i babcinej półeczki z pamiątkami. Mam wrażenie, że dopiero pokolenie wychowane w Katedrze Wzornictwa naszej ASP pod okiem Sławomira Fijałkowskiego, ma szanse na nowo odkryć ten surowiec - dodaje Matea.
Oświadczenie
Z artykułu wynika, że autorem rzeźb jest pan Marian Kelar i powstają one w jego pracowni. Jest to nieprawdą, ponieważ autorem większości rzeźb (oprócz jednego obrazu), których zdjęcia pojawiły się w tym artykule jestem ja, Przemysław Kuś, właściciel firmy "Art. Amber Kuś" mieszczącej się w Słupsku. Pan Marian Kelar nie rysuje projektów rzeźb dla Przemysława Kuś i jest jedynie zleceniodacą.
Z poważaniem
Przemysław Kuś