Ostatnio pisaliśmy o zielonym ogrodzie na Kowalach. Dzisiaj, dla kontrastu, zapraszamy do ogrodu w centrum miasta - na Orunię Dolną. Właścicielami jest małżeństwo, które do prac ogrodowych podchodzi z wielką pasją i zaangażowaniem. Aby wyróżnić się wśród sąsiadów, postawili na mocne i odważne odcienie czerwieni.
Czy myślisz, że czerwone akcenty to dobry pomysł na aranżację ogrodu?
Działka mieści się na Oruni Dolnej - w miejscu pełnym wspomnień z dzieciństwa Mirosławy. Ich posesja znajduje się w głębi dzielnicy, przy ul. Nowiny

- To tylko 10 minut jazdy samochodem od centrum Gdańska, a rano budzi nas kogut sąsiada. Z naszego ogrodu rozpościera się widok na pole, a w nocy nie widać na niebie charakterystycznej dla miasta poświaty. W takim klimacie możemy bez skrępowania jeść śniadanie w ogrodzie i nie martwimy się o naszą intymność - mówi Mirosława.
Gdy dwa lata wcześniej zakupili działkę, teren był trudny i zaniedbany. Dzięki zmysłowi organizacji żony, prace poszły bardzo sprawnie. Pierwsza łopata została wbita w ziemię w kwietniu, a pod koniec października małżeństwo kończyło meblować wnętrza domu.
Działka to obszar 800 m kw. W ogrodzie jak na dłoni widać osobowość jego właścicieli. Już sam dom, w charakterystycznej koralowej barwie, przyciąga wzrok. Para podkreśla, że chciała w ten sposób wprowadzić więcej radości do otoczenia. Podobnie jest w ogrodzie. Na próżno szukać tu pasteli, kłóciłoby się to z osobowością Mirosławy. W ogrodzie dominują odcienie mocnej czerwieni, fioletu i żółci. Charakterystycznym akcentem jest fioletowa lawenda i czerwone, wysokie kany. Te ostatnie to pomysł Leszka, który chociaż w życiu jest pełen spokoju, w ten sposób wyraźnie zaznaczył swoją obecność.
Tym ogrodem rządzą kontrasty - ogniste kolory i spokojny klimat.
fot. Łukasz Unterschuetz/Trojmiasto.pl
Przy projektowaniu przestrzeni małżeństwu pomagała Justyna Kaleta z Centrum Ogrodniczego Justyna. Po rozmowie z Mirosławą wyczuła, że ta jest osobą, która lubi prace ogrodowe. Wykonała więc niezbędną podstawę, m.in. zbocze, posadziła krzaki i trochę azalii. Ostatecznie jednak pozostawiła niezagospodarowaną przestrzeń dla wyobraźni właścicielki.
- Na początku się nawet obruszyłam. Spojrzałam i pomyślałam - jak to, przecież tutaj czegoś brakuje. Wtedy pani Justyna powiedziała, że ja tak kocham kwiaty, że muszę posadzić je samodzielnie, bo inaczej będę nieszczęśliwa. Miała rację. To nie tylko doskonały ogrodnik, ale również dobry psycholog. Chociaż moja kompozycja może sprawiać wrażenie chaosu, jestem szczęśliwa, ponieważ jest to moje dzieło - podkreśla Mirosława.