• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Marek Kamiński: W Trójmieście czuję się najlepiej

Anna Gryszkiewicz
14 listopada 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 
Marek Kamiński: Mógłbym mieszkać na całym świecie, ale tutaj czuję się najlepiej. Marek Kamiński: Mógłbym mieszkać na całym świecie, ale tutaj czuję się najlepiej.

12.10. Udało mi się skończyć pracę nad książką dla National Geographic. 30.10. Miałem niezwykłe spotkanie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przede mną przemawiał sam Orhan Pamuk. 31.10. Targi Książki w Krakowie - kolacja z wielkimi gośćmi - Mariuszem Czerkawskim, Jolantą Kwaśniewską, Beatą Pawlikowską i Martyną Wojciechowską. Cały czas pracuję nad Odyseją 2014. 12.11 Trochę brakuje mi energii, działań jest dużo. Nie można przecież pracować cały czas, trzeba też znaleźć chwilę spokoju i zastanowić się nad tym wszystkim.



To tylko fragmenty wpisów z internetowego dziennika Marka Kamińskiego. Spotykamy się w jego fundacji. Od pierwszych sekund zostaję zbombardowana informacjami o planach podróżnika na kolejne dwa lata. Zespół współpracowników szykuje się do dużego wydarzenia charytatywnego, aukcji "Młoda Sztuka". Dzięki wylicytowaniu prac młodych artystów, fundacja pomoże dziesiątkom dzieci podczas wyjazdów rehabilitacyjnych "Zdobywcy Biegunów". Do planów dochodzą dwie duże wyprawy, wydanie książki, komiksu i wiele, wiele innych. Spokój przychodzi dopiero po kwadransie rozmowy...

Prowadzi pan dziennik na swojej stronie internetowej, w którym opisuje pan dokładnie zdobyte cele i projekty kolejnych wypraw. Zainteresowała mnie szczególnie jedna. Od lat mieszka pan w Trójmieście - czym dla pana jest planowana Odyseja 2014?

Zawsze wybierałem drogę, której nikt nie znał. Zupełnie jak w wierszu Roberta Frosta: "Dwie ścieżki prowadziły przez las, ja wybrałem tę mniej uczęszczaną." Punktem zaczepienia było Santiago de Compostella - to dość oczywisty cel dla wychowanka kultury europejskiej. Jednak pójście tradycyjnym szlakiem portugalskim, hiszpańskim czy francuskim wydawało mi się zbyt oczywiste. Podobnie było przecież z biegunami. Mogłem je zdobywać w ciągu dwudziestu albo i trzydziestu lat - zrobiłem to w rok. Wracając do Santiago, wszystko złożyło się jakoś samo. Będąc kiedyś w pobliżu, w Porto, zdecydowałem się podjechać tam. Na miejscu usłyszałem historię pewnego pielgrzyma, który w XIV wieku zawędrował do Santiago z Pomorza. Nazywał się Paul Bulgerin. Na miejscu, na przekór oczekiwaniom, nie znalazł duchowego odkupienia i ktoś pokierował go do Nagiej Góry na Pomorzu, miejsca, które znajdowało się 100 metrów od jego domu. Stąd korzenie mojej wyprawy. Chcę pokazać, że mój biegun jest właśnie tutaj. Odyseja 2014 to też pewnego rodzaju podsumowanie wszystkich moich doświadczeń, summa navigatore.

Chyba jednak Itaką Marka Kamińskiego jest Gdańsk, urodził się pan tutaj.

Urodziłem się w Gdańsku, ale wychowałem na Pomorzu i wróciłem tu dopiero w okresie studiów.

Jak pan zapamiętał Trójmiasto z tamtego okresu?

Mam takie wrażenie, nie wiem dlaczego, że Gdańsk niewiele się zmienił. Może trochę zmieniły się dekoracje, ale serce miasta, przyroda pozostały przecież te same. Tylko ludzie... pamiętam okres strajków. Gdańszczanie byli wtedy bardzo wojowniczy i zadziorni. Mieli świadomość tego, że zmieniają historię. Sam też rzucałem kamieniami.

Gdzie pan wtedy mieszkał?

W namiocie w Górkach Zachodnich. Budowałem wtedy jacht Wladimir Wysocki.

Ile czasu można spędzić w namiocie?

Dużo... (śmiech). Ciekawe jest to, że wspomniany jacht nigdy nie wypłynął z Polski. Kiedy go budowałem, dostałem telefon od człowieka, który przedstawił się jako kapitan Dubiel, opiekun polskiego żeglarstwa. Zaprosił mnie na Okopową, do bezpieki. Powiedziałem, że nigdzie nie będę chodził, że jeśli ma jakąś sprawę, to zapraszam do siebie, do klubu żeglarskiego. Zaczął mnie straszyć, aż w końcu wyrzucono mnie z hangaru, w którym budowaliśmy, a po jacht po niedługim czasie przyjechał dźwig. Jeszcze jakiś czas próbowałem przepchnąć go przez inną śluzę, z Kostrzyna, ale mimo nocnych podchodów, nie udało się.

Może warto było porozmawiać z nim? Po trzech latach przygotowań chyba warto podjąć ryzyko? Popłynąłby pan dookoła świata.

Absolutnie nie było warto. Mimo tego wszystkiego: że rzuciłem studia, żeby zająć się tym projektem i całej włożonej w niego pracy. Znając dziś wszystkie mechanizmy rządzące wtedy Polską, gdybym poszedł na Okopową, mogliby napisać w moich papierach co chcą. Miałem wtedy tylko 23 lata i, kto wie, nieopatrznie mógłbym podpisać coś, czego bym później żałował. Niby zwykła historia, ale dziś mam takie wrażenie, że idąc wtedy na kompromis - już zawsze szedłbym na kompromisy. (chwila ciszy) Zdobywca biegunów - TW żeglarz Marek Kamiński (śmiech).

Wtedy zza płachty namiotu widział pan kawałek jachtu. Co dziś pan widzi przez swoje okna?

Piękną naturę i spokój. Zresztą, nieważne z jakiej perspektywy spojrzeć na Trójmiasto i Gdańsk - czuję się tu najlepiej. Myślę, że rację miał Napoleon, kiedy mówił, że klucze do historii świata leżą właśnie w Gdańsku. Gdybym się uparł, mógłbym mieszkać na całym świecie - w Australii, Kanadzie, we Włoszech - znam przecież kilka języków. Mimo wszystko od lat pozostaję tutaj. Moi rodzice pochodzą z Kaszub. Część weekendów spędzam też tam. Jeśli mam trening, potrafię przejść siedemdziesiąt kilometrów dziennie i kaszubski krajobraz nigdy mi się nie nudzi. Trochę spaceru a później nocleg w namiocie.

I znowu ten namiot... Z jednej strony biznesmen w koszuli i garniturze, z drugiej, nieprzerwanie, Marek Kamiński, jakiego znają wszyscy - w polarze i sportowych butach.

O nie... Proszę zauważyć, na sobie mam może koszulę, ale tam - na wieszaku - wisi niezmiennie polar. Garnitur zakładam tylko przy specjalnych okazjach. Postanowiłem też nie nosić krawata. Mam w nim poczucie uwiązania. Smutne są te modowe elementu kodu. Ludzie poprzez gadżety tak mocno chcą sygnalizować kim są i potem chodzą obwieszeni w nazwy i marki. Zresztą, wracając, biznesem sensu stricto już się nie zajmuję. 12 lat temu stwierdziłem, że w mojej firmie są osoby, które mogą mnie zastąpić, a biegunów nikt za mnie nie zdobędzie.

Mimo wszystko sporo czasu spędza pan w biurze.

Tak, dużą część mojego dnia zajmuje praca w fundacji i instytucie. Poza tym ciągle piszę nowe książki. A niedawno nawet wydałem swój komiks. Ciągle w planach pozostaje następny, pt. "Summa navigatore". Chciałbym go zrealizować z greckim rysownikiem - Alecosem Papadatosem. Widziała pani jego ostatnią rzecz?

"Logokomiks - w poszukiwaniu prawdy" - słyszałam wiele dobrego o tej pozycji.

Polecam, jest świetny. To historia filozofa Bertranda Russella. Jego uczniem był Ludwig Wittgenstein, a to właśnie Wittgenstein był jedną z inspiracji, która wysłała mnie na bieguny. Po napisaniu traktatu logiczno-filozoficznego, kiedy stał się w środowisku filozofów numerem jeden, z dnia na dzień rzucił karierę i ogromny spadek po ojcu i pojechał do Norwegii. Wybudował tam drewnianą chatkę i zaczął uczyć w szkole. Może stąd ten mój namiot... (uśmiech). I na pewno powracająca wciąż w moim życiu północ.

Wydarzenia

Opinie (47) ponad 10 zablokowanych

  • Więcej realizmu...

    Pan Marek ma chyba zbyt wielu pochlebców wokół siebie i odrobinę się zapomniał w realnym świecie zwykłych ludzi... Czas może na życie zwyczajnym, codziennym życiem, bo chyba właśnie to jest najtrudniejszym wyzwaniem, a nie bieguny i drogi do nikąd, tak naprawdę. Własne wnętrze każdy ma w sobie samym, wie co myśli, czuje i komu imponuje... Odwagi, jeszcze jest czas, pora i miejsce na najcenniejsze bieguny w życiu. Może warto pójść do dobrego fryzjera, dentysty i krawca, a takich wielu w składzie "przyjaciół" jak często widać i do dzieła, zdobywać świat. Joga, zielona herbata, sauna i treningi nie wystarczą. W fundacji Panu tego nie powiedzą niestety. Jest Pan filozofem, powinien się Pan domyślić dlaczego tak mało osób mówi Panu prawdę w oczy

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Kolacja degustacyjna Transatlantyk - ostatni polonez na Batorym

350 zł
degustacja

Dinner in the Sky Trójmiasto

990 zł
degustacja

Najczęściej czytane