Projektanci mody szukają inspiracji nie tylko w świecie sztuki czy fotografii, ale także w życiu codziennym, skupiając się nierzadko na najbardziej prozaicznych przedmiotach, jakie ich otaczają. Czy znane logo to wystarczający powód, by przyciągnąć klientów?
elementy wyposażenia wnętrz
21%
W kolekcjach znanych domów mody pojawiają się ostatnio rakietki do tenisa stołowego czy spinacze do papieru zdobione logotypem. I chociaż popyt kształtuje podaż, a jak pokazują coroczne raporty KPMG, także w Polsce systematycznie
wzrasta grono klientów wybierających towary luksusowe, to trudno orzec, gdzie przebiega granica pomiędzy pokazywaniem rzeczy trywialnych w efektowny sposób i projektowaniem ich na nowo a zwyczajną chęcią zysku.
- W dążeniu do poprawy jakości życia mogą czyhać na nas różne niebezpieczeństwa i pułapki emocjonalne. Uważa się, że popyt na drogie gadżety wskazuje na istnienie głębokich, często nieuświadomionych mechanizmów w naszej psychice, które możemy nazwać kompensacyjnymi. Nie znajdując u siebie satysfakcjonujących wartości w życiu wewnętrznym delegujemy oczekiwania na zewnątrz. Na bliskich, na wydarzenia lub właśnie na przedmioty. Dysproporcja ceny do wartości przedmiotu może obnażać wewnętrzny deficyt wartości. Oczywiście nie jest to wyłącznie problem zamożniej części ludzkości, to przypadłość wielu z nas, mająca wpływ na proces podejmowanych przez nas decyzji zakupowych. Dotyczy to także grup uboższych, jednak, o ile w pierwszym przypadku można to nazwać fanaberią, to przypadku osób mniej zamożnych może prowadzić do wielu problemów, np. wpadania w spiralę zadłużeń - zauważa Maria Kuziemka z A Studio Agencja Kreatywna.Na światowym runku mody w ostatnich latach najgłośniej było o Vetements.
Grupa projektantów z humorem i dystansem podchodzi do oferty marek premium, proponując swoim klientom rzeczy dobrze znane i wyglądające zupełnie zwyczajne. W ich kolekcjach pojawiły się np. koszulki do złudzenia przypominające te, jakie noszą pracownicy znanej firmy kurierskiej. Odkąd Demna Gvasalia został dyrektorem kreatywnym dużego domu mody, kontynuuje tę drogę także w Balenciadze. Białe papierowe torebki, w jakie są pakowane zakupy w butikach Balenciagi, doczekały się niedawno swoich skórzanych wersji. Torby o cienkich uchwytach z dużym logo występują w dwóch wersjach kolorystycznych - białej oraz czarnej - i trzeba za nie zapłacić od 1100 do 1800 dolarów.
Przed kilkoma miesiącami Gvasalia postanowił podnieść do rangi luksusu charakterystyczną, niebieską torbę z Ikei, która nie została wykonana z polipropylenu, ale ze skóry i kosztuje ponad 2000 dolarów.
W kolekcji wiosna - lato 2017 Chanel jak zwykle nie zabrakło gadżetów zdobionych logo marki. Tym razem pojawiły się w niej zestawy do gry w badmintona i tenisa stołowego, piłki tenisowe w skórzanych etui, a nawet stylowa deska surfingowa w komplecie z wiosłem, stworzona jednak wyłącznie na potrzeby kampanii reklamowej.
Najwięcej kontrowersji wywołał wykonany z drewna i żywicy bumerang, który zresztą po raz kolejny, w odświeżonej wersji, pojawił się w propozycjach tej marki. Zaprotestowały organizacje wspierające dorobek kulturowy rdzennych Australijczyków, m.in. "Indigenous Art Code" czy przedstawiciele Australia Museum wskazując, że podobne działania uderzają w lokalnych wytwórców i świadczą o braku poszanowania kultury Aborygenów. Przedstawiciele Chanel wyrazili ubolewanie, a bumerangi za
1300 dolarów szybko trafiły na wyprzedaż i próżno ich już szukać na stronie internetowej francuskiego domu mody.
- Nie ma gadżetów niepotrzebnych. Te wyjątkowe są jednak przeszacowane w kontekście stosunku ceny i użyteczności. Jednym z przykładów może być etui na iPhone od Louis Vuitton za 420 dolarów czy też wysadzane kryształkami Svarowskiego słuchawki za 1120 dolarów. Sięgając bliżej klasycznej męskiej elegancji przykładem mogą być spinki do mankietów od Versace za bagatela 719 złotych. Gadżety się sprzedają, ponieważ konsumenci tego chcą. Produkcja takich akcesoriów jest świetnym sposobem na utrzymanie kontaktu między marką a cennym klientem premium o dużej zasobności, a skoro więc klienci sami proszą o możliwość kupienia dodatkowych produktów o stosunkowo wysokiej stopie zwrotu, to z biznesowego punktu widzenia marka nie może być głucha na takie prośby - mów Łukasz Dusza z Time for Design i dodaje:
- Ludzie bardzo majętni często stają się "wyznawcami" konkretnych marek. W ten sposób określają swój sposób bycia i pozycję społeczną. Tutaj cena nie gra większej roli, najważniejsze jest posiadanie produktu wyjątkowego. Szczególnie rozchwytywane będą produkty stworzone w pojedynczych egzemplarzach i limitowanych edycjach, rozgrzewające wyobraźnię i portfele potencjalnych nabywców.Efektowne i drogie akcesoria znajdziemy także w propozycjach domu mody Hermes. Francuska marka jest w stanie wyposażyć wnętrza każdego domu w luksusowe lampiony ogrodowe w etui z cielęcej skóry za 14,5 tys. euro czy
uskrzydlone czarne siodło za bagatela 30 tys. euro. Miniaturowa wersja siodła "Mini Selle Ailée" została wykonana ręcznie z krokodylej i cielęcej skóry, a cała konstrukcja zamontowana na metalowym stojaku.
Światowi projektanci celują także w gadżetach biurowych. Za organizer na ołówki z monogramem Louis Vuitton należy zapłacić 575 dolarów. Z kolei za skórzany przycisk do papieru - ponad 4 tysiące.
Przed kilkoma tygodniami głośno było o srebrnych spinaczach z logo Prady. Zdaniem przedstawicieli marki nie są to jednak ekskluzywne gadżety biurowe za ponad 180 dolarów, ale eleganckie klipsy do banknotów. Srebrne cacko o wymiarach 6,25 cm długości i 2,25 cm szerokości, niezależnie od jego przeznaczenia, nie zostało najlepiej przyjęte przez klientów.